Odpowiednia analiza ryzyka. Jak pokonać wielką wodę.

14 stycznia, 2021

Żyjemy w coraz bardziej wymagających czasach. Rzeczywistość zaskakuje nas na każdym kroku, to co jeszcze rok temu wydawało się czystą fantazją dziś stanowi realną rzeczywistość. Pewnie gdyby wielu z nas jakiś czas temu powiedziano, że naszym miejscem pracy nie będzie biuro, ale domowe zacisze, zaś obwiązującym „dress code’em” będzie pozostawał… dres, uznalibyśmy naszego rozmówcę za delikatnie mówiąc szalonego.
A jednak, rzeczywistość, jaka nas otacza jest taka, jaka jest i nic na to nie poradzimy. Serio?!


Zostawmy na chwilę to pesymistyczne podejście i przyjmijmy założenie, że przyszłość przyniesie nam poprawę sytuacji. Trudne?
Paradoksalnie wcale nie. Wszystko, bowiem zależy od tego, jak potrafimy zabezpieczyć się przed otaczającą nas rzeczywistością. To dotyczy praktyczne każdego aspektu naszego życia: pracy, relacji rodzinnych, zabezpieczenia na wypadek choroby czy wypadku.
Ktoś powie: a konkretnie?
Konkretnie, wszyscy wizjonerzy tego świata odnosili sukces, bo potrafili w najbardziej kryzysowych sytuacjach znajdować innowacyjne rozwiązania na otaczający ich kryzys. Reszta tylko załamywała ręce. Wynikało to z bardzo prostej zasady: większość stosowała tylko „sprawdzone” strategie, dzięki którym „lądowała” w jeszcze większym kryzysie, bo stare strategie po prostu nie działały w nowej rzeczywistości.
Co więcej, spojrzenie na rzeczywistość w sposób, jak najbardziej innowacyjny pozwalało nie tylko dostrzec odpowiednie ryzyka i odpowiedni im przeciwdziałać, ale co jeszcze ważniejsze, dostrzegać potencjały rozwoju w miejscach, o których innym nawet się nie śniło…
A wystarczyło inaczej niż inni podejść do konkretnego zagadnienia.

Utrzymać się na powierzchni!

W drugiej połowie XIX wieku, relatywnie młoda firma o nazwie Procter&Gamble specjalizuje się w produkcji świec woskowych i mydła.
Firma nieźle sobie radzi, ale nie posiada na tyle silnych atutów, aby zdominować segment, w którym operuje. Ot, świece, to świece, a mydło to po prostu mydło.
Tym ostatnim produktem zajmuje się szczegółowo syn współzałożyciela firmy: James Gamble.
Dla James’a podstawowa funkcja jaką ma spełniać mydło: czyli myć, okazuje się niewystarczająca i nie chodzi tu bynajmniej o specyfikę zapachu czy stopnia pienienia się.
Chodzi o sytuację, w jakiej mydło jest używane…
W tamtym okresie, problem bieżącej wody był na porządku dziennym, bo kanalizacja w większości miejsc stawiała pierwsze kroki.

Jak zatem wyglądał rytuał rodzinnej kąpieli? Cała rodzina po kolei kąpała się w balii wypełnionej przez cały czas tą samą wodą.
Pierwszy delikwent, który zażywał rozkoszy kąpieli kąpał się w czystej wodzie, pozostali w miarę ich kolejności zanurzali się w odmętach coraz bardziej mętnej wody…

W tym miejscu pojawia się pytanie: Ilu z was próbowało kiedyś znaleźć mydło w mętnej wodzie? I jaką niepowtarzalną przyjemność oferuje takie doświadczenie?

James Gamble, stwierdził, że mydło, pływające po powierzchni wody … będzie znacznie prostsze w znalezieniu. Co zdecydowanie ułatwi życie wszystkim gospodyniom domowym, które przecież były głównymi odbiorcami produktu.
Stworzenie takiego mydła okazało się możliwe, wystarczyło wpompować więcej niż zwykle powietrza do masy, z której produkowano mydło i gotowe.

Co więcej, kiedy w 1879 roku, Procter&Gamble rozpoczął masową sprzedaż nowego mydła, główny nacisk położono właśnie na fakt, że mydło nie tonie.
Ten pozornie nieistotny szczegół sprawił, że Procter&Gamble zdominował rynek mydlarski… bo spojrzał na swój produkt oczami, konsumenta.

Od brzegu do brzegu

Kiedy teraz wybieracie się w podróż transatlantycką samolotem, zapewne niezwykle istotnymi aspektami stanowiącymi o waszym zadowoleniu będą: komfortowe fotele, cisza w samolocie umożliwiająca rozkoszną drzemkę, do tego dobre jedzenie w odpowiednich ilościach o absolutnym braku jakichkolwiek turbulencji nie wspominając.

Mało kto z nas zdaje sobie sprawę, że aby pierwszy w historii lot pomiędzy kontynentem amerykańskim, a europejskim w pojedynkę mógł zakończyć się sukcesem, trzeba było zastosować całkowicie odwrotne podejście do aspektu ogólnie pojmowanego komfortu aniżeli ma to miejsce współcześnie.

Oto znajdujemy się w niezwykłych latach dwudziestych XX wieku.
Świat oszalał po długotrwałej, wyniszczającej wojnie; na parkietach króluje taniec Charleston, Josephine Baker szokuje swoimi strojami zaś największy zachwyt wzbudzają Bohaterowie Przestworzy, obecnie znani bardziej, jako piloci samolotów.

Wszystko co wiąże się z lotnictwem, rozbudza marzenia i wyobraźnie.

Czymś takim są między innymi próby pokonania oceanów bez konieczności międzylądowań. Są podejmowane próby, ale albo kończą się niepowodzeniami (w wielu przypadkach śmiałkowie niestety nie zostali odnalezieni), albo też loty maja charakter „żabich skoków” z wyspy na wyspę.
Śmiałkiem, który stwierdził, że zna sposób na powodzenie projektu: przelot nad Atlantykiem z kontynentu na kontynent był niejaki Charles Lindberg.

Lindberg dokładnie przeanalizował wyczyny swoich poprzedników i doszedł do pozornie zaskakujących wniosków: Uznał, że oprócz rzeczy absolutnie bezdyskusyjnych, jakimi są zasięg i niezawodność płatowca i silnika, najważniejszym elementem jest … nie zaśnięcie przez ponad dobę.
Wyobraźcie sobie sytuację, w której przez niemal 30 godzin obserwujecie płaski horyzont, fale oceanu i… nic więcej.

Dlatego, do lotu zamówił samolot o niestabilnym zachowaniu podczas lotu, zaś w miejsce standardowego fotela, kazał zamontować niemal narzędzie tortur.

Ekwipunek składał się z najbardziej potrzebnych rzeczy: butelki wody, czekoladek, kanapek, nadmuchiwanej gumowej łódki, wędki i rakiet sygnalizacyjnych. Zabrakło w nim ubrań na zmianę i szczoteczki do zębów.

Tak wyposażony, w dniu 20 maja 1927 roku o godzinie 7.40, Charles Lindberg rozpoczął swój lot nad Atlantykiem w samolocie, który nazwał Spirit of St. Louis.
W Paryżu wylądował 21 maja o godzinie 22.24, witany przez nieprzebrane tłumy entuzjastów lotnictwa.

Lot Lindberga miał oczywiście historyczny i przełomowy charakter, ale nie mniej przełomowe była analiza ryzyk i odpowiednie im przeciwdziałanie.

Analizując obie te historie, niewątpliwie widać, że to co je łączy to nie tylko kontekst wodny ale innowacyjne spojrzenie na rzeczywistość i umiejętność prawidłowej analizy zarządzania ryzykiem.

Ktoś powie: Jak opisane historie mają się do mojej obecnej sytuacji?
Poza rekomendacją dotyczącą częstego kontaktu z wodą i mydłem, bardzo wiele.
Przede wszystkim, spojrzeniem na nasze życie i zadaniem prostego pytania: jak minimalizować otaczające nas ryzyka związane z ochroną naszego zdrowia, sytuacji materialnej czy zabezpieczenia nas i naszych najbliższych przed jakimkolwiek ryzykiem, o którym nawet nam się nie śniło.

Mamy na to kilka sprawdzonych rozwiązań, jak ograniczyć otaczające ryzyka. Twoje ryzyka.

Zapraszamy do kontaktu. Bez ryzyka.

Żródła:

  1. Wikipedia
  2. www.todayfoundout.com   

Tekst :
Krzysztof Jankowski
Partner biznesowy w "Ludzie z Charakterem"