Hanna Grosfeld-Buda kobieta wciąż „zakochana”.

2 czerwca, 2021

zdjęcie Frans Strous

Wszechstronna, wrażliwa, utalentowana, kreatywna. Potrafi jednocześnie godzić wiele ról, zmienia się jak kameleon, dostosowuje swoje oblicze do odpowiedniej życiowej roli. Uparta i konsekwentna, cudownie inspirująca Hanna Grosfeld-Buda.



Jeśli zapytam Cię o podanie jednej cechy Twojej osobowości, która jest wytworem nie mającym nic wspólnego z okresem dzieciństwa czy wczesnej młodości…to co mi powiesz?

Emigracja jest długim i trudnym procesem adaptacji. Pytasz o cechę, która w jakiś szczególny sposób  rozwinęła się we mnie pod wpływem tego procesu…hm. Powiedziałabym: podejmowanie różnych wyzwań.

To chyba coś, co już miałam jako dziecko, ale na emigracji bardzo mi  się przydało. Bo wyjazd z kraju to skok do głębokiej wody bez kamizelki ochronnej.

Jako dziecko byłam wstydliwa, czerwieniłam się przy pierwszej lepszej okazji…nie daj Boże, że ktoś mnie nagle zagadał…ojej…( śmieje się).

Mama była, powiedzmy ostrożnie, niezwykle dbająca o moje zdrowie, a ja już wtedy nie lubiłam zakazów i nakazów. I kiedyś,  jako mały brzdąc, zaczęłam ze smakiem oblizywać podeszwy butów mojego taty…Oj działo się! ( znowu śmiech).

Do Holandii wyjechałam po to, żeby być z ukochanym, ale gdzieś, podświadomie był to chyba też wyraz jakiegoś buntu. A teraz ja. Teraz ja decyduję!

Oczywiście byłam nieprzygotowana odpowiednio do podjęcia takiego ogromnego wyzwania i dorastanie w tym procesie było często i bolesne i zaskakujące. Bo to albo na wozie albo pod wozem…To jest tertium non datur…

Latami budujesz tę swoją nową tożsamość, żeby zacząć żyć w szpagacie. W takim rozkroku: pomiędzy jedną Hanią a drugą. Przyzwyczajasz się do tego i ta dwoistość staje się Twoją tożsamością. I kiedy to przestaje boleć…to wtedy proces się dokonał.

U niektórych nie dokonuje się nigdy.


„Życie w szpagacie”…nigdy wcześniej nie musiałaś? Żyłaś pozbawiona dylematów?

Były…nie powiem. Były to typowe dylematy dorastania, stawania się kobietą, szukania miejsca w społeczeństwie, poznawania siebie intelektualnie i emocjonalnie.

Jednak paleta możliwych rozwiązań była uwarunkowana kulturowo, obyczajowo, rodzinnie. I wtedy to nie jest szpagat, choć też jest to proces.

Narzędzia są nam dane. Na emigrację jedziesz z pustą walizką.

Jesteś goły i wesoły. Te narzędzia musisz dopiero zdobyć, wywalczyć.


Pozwolisz, że pociągnę ten temat…czy ten szpagat emigracyjny jest inny od wszystkich innych? Bo to tak trochę brzmi…czy tak jest?

Jest inny. Bo w miejscu urodzenia mamy do czynienia z kontynuacją naszej osoby…Emigracja jest jak Pigmalion…jesteś lepiony od nowa…uczysz się chodzić, mówić, rozumieć sygnały kulturowe i obyczajowe. I różnica rozgrywa się w tych dwóch wymiarach: poczucia zerwania dotychczasowych więzi i konieczności absorbcji elementów kompletnie nowych i dla Ciebie niezrozumiałych. 

Sztuka polega na połączeniu tego nowego ze starym w taki sposób, żeby stając się kimś innym pozostać sobą. Bo inaczej czeka nas depresja. Będziemy „lost in translation”. Niestety każdy musi znaleźć w tym swoją drogę. Nie ma gotowych recept na emigrację.

Jedna rzecz jest podstawowa: język. Dopiero na emigracji dowiadujemy się tak naprawdę jak on jest ważny. Bo w obcym języku, choćbyśmy posługiwali się nim idealnie, zawsze odczuwać będziemy jakąś niewidzialną zaporę, tamę, jakiś kaganiec nałożony na nasze serce, zmysły nawet.

Ja długie lata pracowałam jako reżyser teatralny w środowisku holenderskim i belgijskim. I teraz, kiedy zaczęłam też działalność polonijną, w moim ukochanym języku polskim poczułam się szczęśliwsza, pełniejsza. Telewizja, wywiady, felietony filmowe, imprezy…czuję się jak ryba w wodzie.

Ale…do tego trzeba dorosnąć emigracyjnie. 

Muszę Ci powiedzieć, że nie wierzę w całkowitą integrację. Przyglądam się temu też z boku, jako polityk holenderskiej partii CDA i widzę dziury, widzę niemoc, widzę mury. Wierzę natomiast w dopracowaną adaptację jako wynik wspomnianego procesu. I wtedy mamy równoważne światy alternatywne.


To bardzo ciekawe…powiedz proszę na czym polega ta alternatywność?

To brzmi może trochę schizofrenicznie…ale nie jest. Te dwa alternatywne światy muszą pozostawać ze sobą w ciągłym dialogu, nie mogą się ze sobą skłócić. To musi być świadoma interakcja. Jak jestem w Polsce jestem na powrót tą Hanią, która chodziła znanymi ulicami, spotykała się ze znajomymi, była córeczką…w domu.  W Holandii też jestem w domu, chociaż odwołuję się już do innych elementów mojej tożsamości. Jest we mnie synergia tych światów, a zatem  pewien rodzaj perfekcji. Pamiętasz film Kieślowskiego  „Podwójne życie Weroniki”? Tam właśnie –  można powiedzieć –  postać o takich samych cechach osobowych przeżywa dwa różne życia w dwóch różnych rzeczywistościach. Tylko to nie może być kompromis bo to oznaczałoby ból, poczucie utraty czegoś. A to ma być harmonia.

zdjęcie Frans Strous


Czy to wpłynęło w jakikolwiek sposób na Twoje układy rodzinne? Na sposób w jaki się kochasz, przyjaźnisz? Kochasz innych?

Nie…kochasz zawsze po swojemu. Chyba, że jesteś w stanie traumy, nie wypracowałaś tej synergii i odczuwasz ukryty gniew, rozczarowanie, izolację, ból… Jeśli proces adaptacji przebiegnie po Twojej myśli to nawet „lepiej” zaczniesz kochać tzn. bardziej świadomie, mądrze. To nie odbierze Ci spontaniczności. Wręcz przeciwnie! Może ją wzmocnić.

Bo emigracja nauczyła Cię szukać dobrych stron, bo inaczej zginiesz. I to nie przeszkadza Ci w prawdziwym przeżywaniu czy okazywaniu uczuć….nie… uczysz się może większej selektywności w doborze otoczenia, ludzi, partnerów… ludzi, którzy nadają na Twoich falach…Świadomości dobrej energii tu i teraz. Relatywizowania. Chociaż czasem musisz zaakceptować otoczenie, które Cię dołuje. 


Co jest łącznikiem w tym świecie alternatywnym?

Ty jesteś dla siebie sterem, żeglarzem, okrętem. Ty jesteś jedyną busolą. Jedynym mostem łączącym te dwa alternatywne światy. Ty…albo spełniony w swojej misji, albo ciągle walczący lub przegrany.

Ty, który dzięki inteligencji społecznej, emocjonalnej i intelektualnej spinasz te światy w sobie. Tu nie ma zmiłuj się. Ty albo nikt. Jeśli nie potrafisz – nie wyjeżdżaj!


Jesteś reżyserem teatralnym głównie…jak to odbija się na Twojej pracy z aktorami?

zdjęcie Emile Waagenaar

Jedyna różnica leży w mentalności, sposobie rozumienia posłannictwa sztuki, sposobie komunikacji. Dla mnie teatr to przede wszystkim bliskość. To zbliżenie. To Spotkanie. To proces trwający określony czas i prowadzący do pogłębienia więzi. Mówię oczywiście o procesie tworzenia przedstawienia.  Reżyser i aktorzy „grzebią” w swoich wnętrzach, pytają, analizują swoje uczucia i to jak podchodzą do pewnych spraw życiowych. Mocno zbliżają się do siebie.

Ja często „zakochiwałam” się w swoich aktorach jako komunikatorach tego, co jest we mnie, tego, co chcę widzowi przekazać poprzez dane przedstawienie. 

Reżyser to też coach i świadek. Aktorzy mają często podświadome bariery, granice wstydu czy prywatności. Reżyser pomaga im w odkrywaniu tych pokładów siebie, a one bywają czasem bardzo głęboko ukryte. Uwielbiam ten właśnie proces. Takie obopólne poszerzanie granic… To jest zakochiwanie się, prawda?

Czasem zdarza mi się też zagrać. Pamiętam przedstawienie…”Tango senza perdono” –  praktycznie całkowicie choreograficzne z tekstami „Romea i Julii” i „Tańca śmierci” Strindberga. Grałam tam z aktorem belgijskim.

zdjęcie Emile Waagenaar

I wiesz co? Tyle było prób i nasze ciała tak często się stykały, w siebie wkręcały, tyle było fizyczności, że zatraciliśmy poczucie granicy pomiędzy fikcją a rzeczywistością. Bo ta granica jest bardzo cieniutka. Nie wiedzieliśmy już czy się w sobie zakochaliśmy jako my czy jako postaci ze sztuki. (śmiech).

 Choć niby wiedzieliśmy, że nie, że to teatr. Bywa i tak. I to jest też cudowne. To jest wręcz niezbędne dla uzyskania efektu artystycznego.  Potem się odkochujesz.

O! Są koledzy, którzy by mnie za tę wypowiedź skarcili…( śmiech) Bo to, co mówię to taki Stanisławski do siódmej potęgi.


Haniu, porównujesz reżyserkę z zakochaniem, czy ten mechanizm dotyczy tylko i wyłącznie teatru? 

Teatr nie ma sobie równych, zarówno widz chodzi do teatru by mieć żywy kontakt z aktorem, tak samo żywi  aktorzy lubią ten kontakt ze sobą czy z reżyserem . W filmie jest inaczej, nie ma tej ciągłości psychologicznej. To zakochanie u mnie dotyczy wszystkiego co ja robię. Jeśli czegoś nie czuję, nie ma mowy bym się za to zabrała. „Lizałam but”, bo mi zakazali, robiłam to mimo bakterii. Nie robię czegoś czego nie lubię.

Moja obecność w polityce czy to co robię ze swoimi mediami, „Krok po Kroku” https://www.facebook.com/Hanna-Grosfeld-Buda-Krok-po-Kroku-103714324757890/ czy „ Dwukropek”, felietony filmowe, to wszystko robię z miłości. Ja nie umiem inaczej. Jak się miłość kończy, to ja odchodzę. Ja się rozwodzę. (śmiech) Tak to jest, czasem są miłości które trwają bardzo długo, i tak jest z ta moją miłością, zamiłowaniem do sztuki, do kontaktu z drugim człowiekiem, a nawet czasami do wchodzenia z butami w jego indywidualność. Może powinnam być psychologiem? To dotyczy właściwie absolutnie wszystkich rzeczy których się podejmuję. 


Jesteś w tych swoich miłościach długodystansowcem, prawda? 

Tak. Nie jestem może monogamiczna, bo równolegle robię różne rzeczy, ale rzucam się zazwyczaj na głęboką wodę. Spójrz na politykę. Jak ja wskoczyłam do polityki to byłam jedyną Polką wśród 39 osób z różnych partii w radzie miasta, i dawałam radę (uśmiech) .  Zawsze uważałam, że polityka to Q…ale chciałam zobaczyć czy jest to prawda. I to jest prawda! Ale fascynuje mnie to, jak ja w tym się odnajdę, jaką część siebie? Z czym się skonfrontuję, jaki rodzaj zwierciadła spotkam w tej polityce. I to było dla mnie też bardzo rozwijające. Jest to jedyne wyzwanie gdzie się nie zakochałam. Nie zakochałam się w polityce! Jednak dalej w niej funkcjonuję, bo coś mnie w niej jednak podnieca. (śmiech)


Haniu powiedz mi, jakim trzeba być człowiekiem, żeby łączyć tak różne kompetencje. To jest bardzo trudne, a może jednak nie jest to tak wielka przepaść jakby się wydawało? Scalasz, łączysz i odnosisz sukcesy na wielu płaszczyznach, do tego na obczyźnie. 

Myślę, że kompetencje to coś czego można się nauczyć, ale tylko wtedy gdy ma się silne podstawy intelektualne i pewną inteligencję emocjonalną oraz społeczną. Wtedy można uczyć się nowych kompetencji, ale z jakimiś kompetencjami trzeba w to życie wejść. Żeby uczyć się nowych rzeczy, trzeba mieć odwagę. To jest niezbędne, bo jak człowiek jest niepewny i zaczyna robić coś w czym nie ma za wiele doświadczenia, to z reguły „go zeżrą”. Trzeba mieć taką wrodzoną pewność siebie. Nabywa się wtedy poprzez proces nauki nowe kompetencje, bo wtedy człowiek nie boi się krytyki, i szuka feedbacku i prosi nawet o to. Wtedy można się dużo nauczyć, myślę że to właśnie ta tajemnica tkwi w rodzaju charakteru, osobowości. Czy jesteśmy zdolni do transformacji czy nie? Prawda? Bo to też są różnego rodzaju metamorfozy. No i te alternatywne mechanizmy do których trzeba się przyzwyczaić będąc na emigracji. To pomaga. 


A w czym „zakochujesz” się w czasie pandemii?

Ja nie lubię techniki, nie lubię tak po prostu. Nie lubię i już ( śmiech), natomiast zakochałam się w działalności online. Lubię to co robię, i mało tego chcę rozwinąć platformę medialną „krok po Kroku”, bardzo dużo powstało felietonów filmowych, bardzo dużo wywiadów. Ja nie wiem dokładnie ile to jest ale będzie około 60 i to w bardzo krótkim czasie. Okazuje się, że ten trudny czas przyniósł mi nowa miłość ( uśmiech) . W ogóle ja kolekcjonuję miłości, lubię się zakochiwać. ( śmiech) 


W takim razie, co lub kto jest obiektem Twoich westchnień i kolejnego romansu? Może teraz już po covidowego ( śmiech) 

No kto to jeszcze nie wiem (śmiech), czasami się zastanawiam, a co ? Hmm to będzie prawdopodobnie to samo, bo tak jak powiedziałaś jestem długodystansowcem, więc będę kontynuować te swoje pasje i swoje miłości. Tylko, że u mnie miłość musi się łączyć z przyjaźnią, wiec w tych wszystkich dziedzinach będzie to zgłębianie i doskonalenie ich. W momencie gdy stwierdzam, że nie dojdę dalej i jest to niemożliwe, to dla mnie jest to duży problem, bo nie mogę się jednak zaprzyjaźnić równocześnie z tą formą działalności. To ciągłe doskonalenie, dążenie do pewnego rodzaju perfekcji… to zostanie. Odkryłam, że każdy się skonfrontował ze sobą, i odkryłam że jestem kopalnią dla siebie samej, bardzo wielu ciekawych tematów, przeżyć, przemyśleń, emocji. To było jest i będzie, tylko inny czas przed Covidem czy po Covidzie.


Powiedz mi proszę, czy ludzi którzy są perfekcjonistami nie narażają się na to, że ich coś „boli, uwiera”wciąż dążąc do doskonałości? Sama mam z tym problem, i wiele razy słyszałam, że tacy ludzie mają trudniej.  

Chyba nie boli, za to przeszkadza czasem, gdyż nic nie jest skończone… zawsze jest coś co można poprawić. Ale z drugiej strony jest to też rodzaj przyjemności. W momencie gdy ja siedzę na premierze, na fotelu, myślę sobie „kurczę teraz to bym zrobiła inaczej”. To nie jest rodzaj frustracji, to jest ciągła praca umysłu, bo jest zakochany ( uśmiech) . Ja nie uważam tego za cechę męczącą.


Co Cię ostatnio zafascynowało, jakieś myśli obserwacje, emocje? 

Zdałam sobie sprawę, że w swoim życiu na tyle rzeczy się odważyłam, że z tego mogę mocno korzystać, jak również dla innych być wsparciem, ale że nawet mogę napisać książkę. Do tej pory myślałam sobie że NIE nie zrobię tego, bo chcę być z ludźmi w procesie… ale dorosłam do tego, przez to że byłam zamknięta, że w tym procesie mogę być tylko sama ze sobą, że potrafię. To też jest kolejny krok do przodu, jeśli chodzi o moją osobowość. A to co mnie niechlubnie zaskoczyło, to było to, że jednak zauważyłam jak bardzo jesteśmy jako ludzie podatni na propagandę. Jak teraz siedzimy tylko w tym facebooku i w tych wszystkich alternatywnych telewizjach i wiadomościach, to jak im się bardzo poddajemy. Pomimo że podobno jesteśmy krytyczni. I jak bardzo jesteśmy w tym podzieleni. Ta stadność myślenia jest dla mnie dość przerażająca. 

Ostatnio wśród nowych fascynacji pojawili się też „Ludzi z Charakterem” ( uśmiech)  

zdjęcie Frans Strous

Bardzo Ci dziękuję za tę rozmowę. Znamy się krótko, a wydaje mi się, że znam Cię od lat. Z jednej strony kobieta w całej swej kobiecości piękna i delikatna, z drugiej zaś pewna siebie mówiąca co myśli i czuje bez ogródek i fałszywych konwenansów. Można Cię stawiać za przykład! Dziewczyny mamy kolejny wzorzec kobiety wyjątkowej, kobiety z charakterem. Dziękuję, że jesteś. Myślę, że dużo dobrego przed nami. Wiesz…już cieszę się na naszą współpracę…zwłaszcza jeśli się w niej zakochasz… ( śmiech) 

Tekst :
Anna Czech
Wydawca Ludzie z Charakterem, Senior Dyrektor Prudential Polska