Za górami za lasami żyła sobie piękna Alicja … O tym jak uśmiechnięta iskierka, wygrała wojnę z rakiem!

28 października, 2021

Dziś opowiem Wam o ślicznej kobiecie. Jej uśmiech rozświetla najczarniejsze chmury. Jej odwaga i miłość daje wsparcie dziewczynom, które tak jak Ona usłyszały „masz raka”. Poznałam ją czytając bloga „ Życie po raku”. Na zdjęciu ruda iskierka, kontra potworna choroba…. Niezwykłe … Ma na imię Alicja …. Tak, tak … jak Alicja z krainy czarów …. bo ta historia jest zaczarowana… historia o dziewczynie, która pełna optymizmu, budowała swoje rodzinne szczęście, przekuwając porażki w naukę, a niepowodzenia w drogowskazy na drodze do pełnej radości.

Za górami za lasami żyła sobie Alicja … Mama, żona, spełniona kobieta. Otoczona przyjaciółmi, ludźmi życzliwymi. Uśmiechała się do życia. Od świata oczekiwała więcej „tego czegoś”. Miała marzenia. Niedoścignione wymysły małej dziewczynki. Radosna, zabawna, pomocna. Była sobą.

Dobry los dał jej rodzinę, wspaniałych przyjaciół. Kiedy myślała, że jest szczęściarą, kolejny rozdział życia napisał za nią wredny rak.

To był mały guzek, znaleziony przypadkowo w piersi. Nic szczególnego, nic wielkiego. Nie wiem, czy wierzycie w intuicję, ale tylko ona Ją uratowała. Myśl, która przemknęła przez głowę, przeplatała się ze strachem i gniewem. A może to rak?

Pierwsza konfrontacja z lekarzem: nowotwór złośliwy, zabieg oszczędzający, chemioterapeutyki, radioterapia, hormonoterapia… Co to za słowa? Świat zwariował – pomyślała – to jakiś żart? Wychodząc z gabinetu, bez słowa, w pośpiechu zabrała kurtkę i usiadła na mokrej ławce.

Czy ja umrę? Tak to się skończy? A skąd pieniądze na leczenie?

Mój ukochany Mąż zostanie wdowcem? Syn będzie TYM dzieckiem, któremu młodo zmarła mamusia? Z natłoku negatywnych myśli wyrwał Ją Anioł. Anioł, który zawsze był obok. Jak przystało na dobrego Anioła, był nie tylko w dobrych momentach, ale i złych. Przyjaźń, którą wzajemnie się darzyły, przetrwała naście lat i trwa do dzisiaj. Nikt nie przypuszczał, że mając trzynaście lat, można poznać bratnią duszę na całe życie. Przyjaciółka… „siostra” … Anioł w ludzkim ciele.

 
Najtrudniejsze słowa: mam raka, podzielone zostały na dwie dusze. Śmiech, za chwilę przerażenie przerywały głęboką ciszę…

Miała być silna, miała nie histeryzować, nie płakać. Emocje odłożyć na plan dalszy. Musiała wrócić do domu. Zamknęła za sobą drzwi, zobaczyła niepewność w oczach swojej największej miłości…nie chciała udawać. Rzuciła się na podłogę. Krzyk, płacz. Tracąc oddech w piersiach, cichutko szepnęła słowa lekarza… mam raka. Mąż, przyjaciel i Jej największe wsparcie, przytulił ją mocno do siebie. Przejdziemy przez to razem! Był pewny, że ich szczęśliwe życie nie może mieć takiego finału. Widzisz, miłość to taka magia, która dodaje siłę, wiarę i uśmiech.

Każdy z nas, ma w swoim życiu osobę, której aura, serdeczność i optymizm są kołem ratunkowym w najgorszych chwilach. W tej bajce dobra wróżka to Babcia naszej Alicji. „Przestań mi się tutaj załamywać! Raka się teraz leczy! To nie średniowiecze! Proszę wytrzeć łzy i odepchnąć zwątpienie”. Pomogło na chwilę…

Kiedy nastał nowy dzień, obudziła się w młodej dziewczynie nadzieja i siła. Przerażający świat onkologii nie był już tak straszny. Wizja operacji, a później chemioterapii, nie zabierały uśmiechu z jej twarzy.

Zapytasz, ale jak to? Przecież to ciężka choroba, śmiertelna choroba!

Była szczęściarą, miała swoją brygadę od zadań specjalnych-  Rodzinę i przyjaciół – nie bała się już niczego.

Nadszedł ten dzień… Zabieg chirurgiczny okazał się ciekawym przeżyciem. Leki zamieniły łzy w śmiech, a na blok operacyjny jechała na łóżku szpitalnym z podniesionymi rękoma i wesołym okrzykiem: „Cóż za zawrotna prędkość!”.  Przed podaniem narkozy uparcie twierdziła, że nie uśnie. Okazało się, że nie miała racji… Jak za pstryknięciem palca obudziła się z opatrunkiem na lewej piersi, a obok stała Radość- Jej siostra. Etap pierwszy odhaczony. Teraz pozostało czekać na zidentyfikowanie nieproszonego gościa.

Było dużo żalu do losu, płaczu, ale i wsparcia od dobrych duszków. Nadzieja walczyła z bezsilnością… Bezsenne noce rodziły piękne poranki. Z głową zadartą w stronę słońca, szła na kolejne spotkanie z onkologiem. Nerwowe rozrzucanie wyników badań, wzrok wpatrzony w sympatyczną Panią doktor. Głośny szloch a później lawina płaczu. Podając paczuszkę chusteczek, całkiem obca osoba stała się częścią drużyny Alicji.

Kolejna obca terminologia zapisywana niechlujnie na kartce… Daty, które miały wyznaczać rytm życia na najbliższe sześć miesięcy. Tak wiele będzie się działo, jak ciężko może być. Jak najszybciej trzeba zacząć chemię, którą nazwała „czerwoną damą” . Trzeba nastawić się na najgorsze cierpienia, bo jeśli nawet będzie ciut lepiej, będzie zadowolona.

Nowa fryzura wykonana przez przyjaciółkę. Ona odmieniona, gotowa do walki, stanęła przed drzwiami z napisem „Szpital Onkologiczny.

Żółta sala do podań chemioterapii. Niebieski pokój zabiegowy. Czerwony woreczek podłączony do wenflonu. Cztery godziny rozmów i śmiechu. Ten dzień to ta radosna strona chorowania na raka. Drobna brunetka była najmłodsza. Pacjenci z uśmiechem przyjęli nowo poznaną onkosiostrę. Czy to już szaleństwo?

Wracając do domu, nie odczuwała strachu – była zmotywowana do działania i wiedziała, że ten czas minie. Kiedyś świat znowu będzie różowy jak Jej ulubiony strój jednorożca, którego zakładała na wyjątkowe okazje.

Kolejne dni mijały. Nie było aż tak źle! Mdłości, brak sił, ale ogromny apetyt na pyszne zupy, dowożone przez połowę rodziny. Botwinka smakowała najpyszniej…. Nie czuła smaku, wszystko było papierowe… nawet  placuszki robione przez babcię, takie same jak wtedy kiedy była mała.

Co rano szarpała włosy, czekając na ten moment… Dwa tygodnie od poznania Czerwonej Damy został w garści kosmyk włosów. Więc to już… Zerknęła na kalendarz. Był 26 maja – Dzień Mamy. Włosy obcięła najpierw na  śmiesznego irokeza, później zostawiła małą kiteczkę na czubku głowy, a później… Założyła perukę i wróciła do domu, do swoich ukochanych chłopaków. Trzyletni syn z zaskoczeniem patrzył na nową fryzurę mamy. Zapytała go z uśmiechem, czy zna kogoś, kto ma super moc zdejmowania włosów. Zaprzeczył. Licząc do trzech, dziewczyna zdjęła przed Nim perukę. „Jaaaaaaaaaaa mama! Ale czad!” – ile radości dała ta reakcja całej rodzinie.

Kolejne wlewy nie były już takie straszne. Były męczące. Do leczenia dołączono kolejny lek, na podniesienie poziomu białych krwinek, który powodował mocne bóle kości. Nie raz ukrywała łzy przed synkiem, chowała się w łazience.

Kiedyś chłopczyk z ciekawości zajrzał do mamy. Przytulił Ją, pocałował w ramię i powiedział: „Mamusiu jaka Ty biedna jesteś… „

Najpiękniejsze w życiu rodzica jest to, że dziecko rośnie na empatycznego, mądrego człowieka. Żyjąc szybko zapominamy o tym co najważniejsze. Mkniemy dzień po dniu obarczeni obowiązkami, pracą i zmęczeniem. Kiedy znajdujemy się w sytuacji, w której zdrowie i życie jest jedną wielką niewiadomą, odkrywamy wszystko na nowo. Przewartościowana, nowa rzeczywistość, cieszy bardziej niż kiedykolwiek. Trawa jest bardziej zielona, niebo bardziej błękitne. Nie spieszymy się. Oddychamy pełną piersią i czujemy miłość.

Rozdział Czerwonej Damy dobiegł końca.

Mimo ciężkiego leczenia, życie płynęło dalej, a kobieta z blizną na piersi, wyrywała z rąk choroby każdy dzień. Razem z koleżankami całymi nocami jeździły bez celu, śpiewając piosenki Beaty Kozidrak. Wybierały się na potańcówki by oderwać myśli od raka. Cudowne uczucie mieć takie osoby obok siebie. Prawda?

Radioterapia, lampki, radio, czy jak to się jeszcze nazywa w onkologicznym słowniku, trwała miesiąc. TYLKO MIESIĄC. Codzienne dojazdy do szpitala, godziny spędzone w oczekiwaniu na swoją kolej. Skreślane dni w kalendarzu. Nadzieja, szczęście i odrastające włosy. Wiara w wyzdrowienie. Wyniki badań były w normach co pozwalało kontynuować terapię. Ostatni dzień. Dziewczyna pożegnała się z radiologami słowami „Przepraszam nie powiem Do widzenia, powiem ŻEGNAM”. Ulga i stanowcza kropka nad „i” bo to już koniec. Pozostało jeszcze tylko łykanie codziennej dawki leku. Ale czymże jest jedna, maluśka tabletka do całego przebytego leczenia?  

Tego samego dnia dziewczyna razem ze swoją rodziną przejechała 900km, aby spotkać się z RADOCHĄ. Siostry znowu razem, dzieci bawiące się w pokoju obok, odpoczynek i radość.

Chciałabym napisać, że żyli długo i szczęśliwie, że choroba już nigdy nie wtargnęła do ich radosnego życia.

Rok po diagnozie, obok blizny gdzie znajdował się guzek, jakaś mądra głowa dostrzegła progresję mikrozwapnień. Znowu nic nie mówiący opis został rozszyfrowany przez lekarza z końca Polski. Jedyny, który chciał pomóc naszej bohaterce.

Znowu wkradł się lęk i bezsilność. Kolejne wyniki od specjalisty genetyki: „Mutacja w genie BRCA 1 i NOD 2”. Niedobry „wujek” google przetłumaczył to, jako ogromne jak smok Wawelski ryzyko nawrotu choroby, lub całkowicie nowe zachorowanie. Dlaczego to znowu się dzieje? Mikrozwapnienia okazały się stanem przedinwazyjnym nowotworu złośliwego. Propozycja chirurga – mastektomia. Bez zastanowienia dziewczyna poddała się temu zabiegowi. Usunęła jajniki i jajowody. W wieku 28 lat weszła w okres menopauzy. Straszne? Nieprawda! Bywało zabawnie.Na zakupach zimową porą, zdejmowała kurtkę, szalik, czapkę i paradowała między półkami w koszulce na ramiączkach. Powtarzała jak mantrę, że menopauza jest spoko. Wiedziała, co to jest prawdziwy dramat, i przez jakie piekło przeszła. Chciała odzyskać spokój.

Rok, który miał rozpocząć dalsze życie, pełnowartościowe i szczęśliwe, rozpoczęła mastektomia i profilaktyczne usunięcie zdrowej piersi.

Gorset, opatrunki, które zmieniał Jej mąż, dreny, wizyty u specjalisty, na które jechała wesołą paczką, trwało to jeszcze trochę czasu. Mimo, że czuła się na to przygotowana, było wiele smutnych dni, płaczu i wstydu przed najbliższym w swoim życiu mężczyźnie…

Dziś mija ponad pięć lat od diagnozy. Drobna brunetka ma się dobrze.

Śmieje  się bardziej niż wcześniej. Jest szczęśliwa i kochana. Znów jest sobą. Tylko trochę bardziej świadomą i rozumiejącą, że nie pozmywane talerze w zlewie nie są powodem do kłótni.

Bo widzicie… okazuje się, że w  życiu nieważne jest gdzie pracujesz, ile zarabiasz, jakim jeździsz samochodem albo czy stać Cię na kolejne wakacje na Malediwach. W życiu ważna jest Rodzina, Przyjaciele i zdrowie. Jeśli masz dookoła siebie ludzi, którzy są z Tobą tak jak „drużyna wsparcia” z naszą Alicją, wiedz, że jesteś szczęściarzem. Z taką obstawą, nawet najgroźniejszy skorupiak wymięka.

Teraz mogę napisać… I żyli długo i… miłośnie:) I oby każda historia pisana przez los, miała radosne zakończenie. Pamiętajcie. Każda bajka ma swój morał….. nie odkładaj badań profilaktycznych na później, Twoje piersi – Twoje życie…  Piękne historie zdarzają się nie tylko w bajkach… Piękne historie tworzymy sami. 

Tekst :
Anna Czech
Właściciel Ludzie z Charakterem- Magazyn o Ludziach dla Ludzi, Senior Dyrektor Prudential Polska