Dla świętego spokoju

30 marca, 2021

Historia prawdziwa o polisie na życie dla świętego spokoju. Żeby baba nie gadała! Też tak masz? 

… wieczór i ta niezapomniana rozmowa. Siedzimy przy stole, cerata w kratkę i kawa po turecku w szklance. Awantura, dwa różne poglądy na temat życia. Bo przecież ubezpiecza się samochód, traktor i płaci ZUS albo KRUS – bo każą.

Ale zacznijmy od początku…

Dzień dobry Panie Janie, z tej strony Anna Czech. Pana numer telefonu dostałam od Pana brata, jest moim klientem. Poprosił bym do Pana zadzwoniła. Klasyczny początek rozmowy dwóch obcych sobie ludzi, ja agent i po drugiej stronie potencjalny klient. Ojciec, rolnik, przedsiębiorca… człowiek pracowity, zmęczony z nowymi pomysłami na życie. Za to młody i odważny. Kredyty dotacje. Szkółka roślin ozdobnych i wielohektarowe gospodarstwo. Standardowa odpowiedz mojego rozmówcy- ale mi nic nie jest potrzebne… konsternacja i szybka odpowiedz” jestem miła proszę dać mi szansę. To  Pan zdecyduje czy nasze spotkanie potrwa 10 minut czy może będę na tyle interesującym, wiarygodnym  rozmówcą, że poświęci mi Pan więcej czasu” . Zgodził się

Wolę rozmawiać szczerze niż miło

Rozmowa o tym dlaczego tu jestem, o tym że trzeba mieć spadochron  na wypadek, gdyby idealny plan naszego życia napotkał przeszkody.  Dziś już niewiele osób umiera ze starości, coraz częściej śmierć jest wynikiem jednej z kilkunastu, może kilkudziesięciu chorób nieuleczalnych albo trudnych do leczenia. Szybkiej i drogiej kuracji. Wylewy, udary, zawały, nowotwory… nieszczęśliwe wypadki. Słowa które mi dźwięczą w głowie „ jak tak bardzo chcesz, to dla świętego spokoju  podpiszę, bo późno się robi,  a Pani do domu chce już jechać”. Podpisał….

Czas tak szybko ucieka

Minęły lata, składka płacona regularnie bo przez żonę …. W telefonie ściszony głos, ” Janek nie żyje”. Płacz. Potrącił go samochód pod kapliczką, Pani wie gdzie … tuż na zakręcie pod domem… Pani Aniu, była ta polisa, a on narobił długów, inwestycji mu się zachciało, nowy traktor i kolejny hektar ziemi pod plantację. I ta przenikająca cisza…

Dzieci podrosły, żona Jana w czarnym płaszczu zapłakana nad grobem męża… i ta chwila podczas składania kondolencji … donośny głos zrozpaczonej wdowy „Gdyby nie ta polisa Janka, dziś bym pewnie nie miała gdzie wracać z dziećmi…” 

Polisa ubezpieczeniowa niezależnie od tego czy chronimy majątek, życie czy zdrowie – to cena świętego spokoju. A jak to wyglądało w tym przypadku? 

Żona Jana zadecydowała, że wykupi polisę dla męża na wypadek jego śmierci, nieszczęśliwych wypadków i zachorowań. Jan był jedynym żywicielem rodziny, rolnikiem. Miał 2 synów. Polisa trwała 5 lat, a osoba wskazana w polisie jako uposażony, czyli spadkobierca tych pieniędzy to jego żona.  Gdy Jan zginął nieszczęśliwie pod własnym domem, Pani Elżbieta otrzymała 600.000,00 zł. Wynikało to z ubezpieczenia, gdzie śmierć w skutek wypadku podwajała kwotę. Pieniądze zostały wypłacone na wskazane konto w ciągu miesiąca, nie były opodatkowane. Były ratunkiem dla Pani Elżbiety, która została wraz z dziećmi, w nowej rzeczywistości, z kredytami do spłaty po mężu… a  ile kosztowało to zabezpieczenie?  No właśnie … można by pomyśleć,  że to najlepsza z możliwych inwestycji . 156 zł płacone miesięcznie przez 5 lat, za które otrzymała zrozpaczona wdowa 600.000 zł. Nie znam wdowy, która by wtedy nie zapłaciła tych 156 zł

Pomyśl. Tak nie wiele trzeba, aby poczuć się bezpiecznie.

Tekst :
Anna Czech
Wydawca Ludzie z Charakterem