Małgorzata Müller o wielojęzyczności. Czy nauka kilku obcych języków jednocześnie jest możliwa?

5 marca, 2021

Studiowała germanistykę, romanistykę, neogrecystykę oraz filozofię i filologię średniowiecza. Jest multilingwalnym językoznawcą i poliglotką, opracowała nową metodę nauczania kilku języków obcych jednocześnie, którą praktykuje. Czy to możliwe?

Pani Małgorzato, Pani jest Polką. W Niemczech, w których Pani pracuje, mówi, a nawet pisze się często do Pani ‘Marga‘. Podejrzewam, że w innych krajach, gdzie jest Pani znana jako lingwistka ma Pani pewnie też inne imiona. Czy tak? I czy Pani to nie przeszkadza?  (uśmiech)

Małgorzata Müller: Rzeczywiście, tak jest. Już się tak do tego przyzwyczaiłam, że nie zwracam na to szczególnej uwagi. (uśmiech)  Hiszpanie nazywają mnie Margarita, Grecy mówią do mnie Magdalí i tak dalej. Człowiek wielojęzyczny ma kilka serc i kilka dusz.

Przekraczając granicę danego państwa potrafi czuć się w danym kraju jak u siebie w domu. Znajomość języka i kultury pozwalają mu na to. Jest to piękny proces empatii, a następnie sympatii do danego narodu i jego kultury. Wtedy nie przeszkadza nam, że ktoś nazywa nas inaczej, a nawet po swojemu, wyrażając tym samym szczególną sympatię do nas. Wszystko co obce staje się wtedy swoje. Dla nas i dla tego, który nas tak nazywa też.

A czy znając kilkanaście języków, a w Pani przypadku osiemnaście, nie zatraciła Pani swojej tożsamości narodowej? Tak często się przecież słyszy, że ktoś nie czuje się już Polakiem, albo ma inne obywatelstwo.

Małgorzata Müller: Człowiek wielojęzyczny mimo styczności z różnymi kulturami tak naprawdę jest bardzo silnie związany ze swoją kulturą, w której się urodził i wychował. Ucząc się innych języków reflektujemy nad swoją kulturą, a nawet wzmacniamy swoją tożsamość i przynależność do swojego narodu, ponieważ ciągle jesteśmy zdani na porównania i szukanie wspólnego mianownika.

To jest odbicie lustrzane. Najczęściej przeglądamy się w lustrze naszego języka ojczystego i naszej kultury, w której wychowaliśmy się. Tak jest i u mnie. Urodziłam i wychowałam się na Podkarpaciu w czasach PRL-u. Rodzice mojego pokolenia stawiali na kształtowanie samodzielności swych dzieci, a tym samym uczyli ich odpowiedzialności za siebie, pokazując związek przyczynowo-skutkowy między ich działaniem i podejmowanymi decyzjami, a osiąganymi rezultatami tychże działań.

Pani dom rodzinny, był miejscem bardzo wyjątkowym, z historią i wielokulturowością w tle.

Mój dom rodzinny był nietypowy, gdyż przepełniony był zabytkowymi zegarami, motocyklami, muzyką i obcojęzycznymi gośćmi, którzy do nas przyjeżdżali, by oglądać muzeum starych zegarów, różnych stylów i pokoleń oraz motory marki „Sahara”, „Zindapp”, „Harley” i wiele innych.

Wychowywałam się wśród ludzi o różnych kulturach: ukraińskiej, słowackiej, żydowskiej, między kościołem a cerkwią. Największym skarbem jaki wtedy otrzymałam był indywidualizm jako wynikowa kolektywizmu. Ojciec był indywidualistą, człowiekiem o wszechstronnych i niezwykłych zdolnościach. Myślę, że wzorzec osobowy mojego ojca stał się kamieniem węgielnym  mojej osobowości, gdyż pokazał mi jak żyć, by realizować swoje pasje, rozwijać swe zdolności, być otwartym na ludzi i potrzeby społeczności, a jednocześnie nie dać zakuć się nikomu w kajdany, nie należeć do żadnego systemu, który nie służy samemu sobie.

Tata spędził pięć lat na przymusowych robotach w Niemczech podczas II. Wojny Światowej, wolność osobista była dla niego najważniejsza. I u mnie jest podobnie. Ja jestem wierna swojemu pochodzeniu i nie wyobrażam sobie zrezygnować z polskiego obywatelstwa i być kimś innym. Jestem nauczona zawsze powracać do swoich korzeni, dbać o nie, nawet wtedy, kiedy moim mężem nie jest Polak. Wybudowaliśmy dom pod Sanokiem, który według tradycji rodzinnej jest też domem różnych kultur i spotkań międzynarodowych.

Nasz syn, Tadeusz jest również bardzo związany z Polską, nie tylko imieniem. Pisze m.in. wiersze po polsku. A mąż, Niemiec został odznaczony Krzyżem Kawalerskim Orderu Zasługi Rzeczypospolitej Polskiej za działalność na rzecz mojej Ojczyzny. A więc tak się ma u nas polskość w życiu codziennym i moja tożsamość. (uśmiech)

Porozmawiajmy o Pani niemieckiej codzienności. Czym się Pani zajmuje po różnych studiach w różnych krajach pracując aktualnie w Niemczech?

Małgorzata Müller: Studiowałam w różnych krajach, ale mieszkam ponad dwadzieścia lat w Niemczech. Jestem dyrektorem wydziału językowego na Uniwersytecie Ludowym w Eschweiler. Prowadzę dwa oddziały: oddział integracyjno-egzaminacyjny j. niemieckiego jako obcego oraz oddział języków obcych dla dorosłych.

Oprócz tego pracuję jako docent dziesięciu języków w różnych szkołach i uniwersytetach europejskich. Prowadziłam m.in. zajęcia z wielojęzyczności w Polsce. Był to Uniwersytet Jagielloński pod kierownictwem prof. dr hab. Władysława Miodunki i prof. dr hab. Piotra Horbatowskiego, oraz na Uniwersytecie Warszawskim pod kierunkiem prof. dr hab. Przemysława Gębala.

Kilka lat pracowałam również w Hiszpanii na dwóch uniwersytetach w Sevilli zajmując się tematyką wielojęzyczności w praktyce. W Niemczech mam cały szereg Uniwersytetów Ludowych, na których pracuję regularnie jako docent kilku języków, prowadzę również szkolenia dla nauczycieli języków obcych, a dla telc, który organizuje egzaminy językowe na świecie, prowadzę szkolenia dla nauczycieli języka niemieckiego jako obcego. Występuję regularnie na Ogólnoniemieckich Kongresach i Konferencjach Językowych, prowadzę Sieć Nauczycieli Języka Polskiego przy Instytucie Polskim w Duesseldorfie. Piszę artykuły naukowe i podręczniki do nauki kilku języków jednocześnie. Prowadzę wydawnictwo, jestem członkiem Komisji Językowej, biorę udział w różnych ekspertyzach językowych i tak dalej i tak dalej. Jednym słowem, nie nudzę się w tych Niemczech. (uśmiech)

Jak dawno powstała Pani metoda nauki wielu języków jednocześnie?

Małgorzata Müller: Powstała w roku 2012 na moim wydziale językowym i jest metodą dla dorosłych. Zazwyczaj są to kursy trzech języków na raz. Trzy języki romańskie, trzy germańskie, często cztery języki słowiańskie, czasem dokładamy jeszcze język turecki oraz grecki do programu. Kursy 8 lub 10 języków służą przede wszystkim do badań naukowych.

Czy jeśli  się nie ma się talentu do nauki języków, ta metoda będzie skuteczna? Jest to jest możliwe?

Małgorzata Müller: Do nauki języków potrzebna jest dobra pamięć. Nie ma chromosomów, które przekazują talent językowy.

Nauka języków to proces bardzo mechaniczny, taki jak jazda samochodem. Pierwszy bieg, drugi bieg, trzeci bieg i jedziemy coraz szybciej i szybciej. Musimy tylko kontrolować naszą jazdę, aby nie spowodować wypadku, uważać na znaki. Odnosząc to do nauki języków, musimy kontrolować gramatykę, wybór słownictwa, mieć kontrolę nad wymową. Tego trzeba się nauczyć jak jazdy samochodem. To nie przychodzi samo. Oczywiście, że mamy lepszych i gorszych kierowców. W nauce języków jest tak samo. A co do ilości języków, to też dla mózgu żaden wielki problem, bowiem języki europejskie są do siebie bardzo podobne. To prawie jedna rodzina. Język hiszpański i portugalski to prawie to samo. Podobnie jak język polski, czeski, czy słowacki, rosyjski i ukraiński, albo szwedzki, duński czy norweski. Podobieństwa są tak duże, że przychodzi nam to dość łatwo. A gramatyka jest w tych rodzinach językowych prawie ta sama. Skuteczność polega na systematyczności i systemie nauczania.

Nasuwa się pytanie, które jest okraszone strachem. Przecież mi się to wszystko pomiesza! Druga sprawa, to czy miejsca w moim mózgu, na tyle języków wystarczy?

Małgorzata Müller: Pamięć długotrwała ma nieograniczoną ilość miejsca i zapamiętuje informacje niemalże na całe życie. Mózg tworzy leksykony mentalne, w których koduje słownictwo. Jeżeli uczymy się kilku języków, każdy język ma swój leksykon, a w nim często słówka poukładane tematycznie. Zatem słówko np. „dom” pojawia się – mam na myśli poliglotów – od razu w kilku językach i kojarzy nam się automatycznie z budowlą. Największym wysiłkiem dla mózgu jest zamknąć szybko te leksykony, czyli języki i zostawić w danej chwili tylko ten jeden. Ten, którym chcemy się posługiwać w danym momencie. Najnowsze badania pokazują, że do tego mózg potrzebuje bardzo dużo energii. I jeżeli nie zdąży zamknąć danego języka lub języków, wtedy wpada nam dane słówko lub gramatyka z innego języka. W wielojęzyczności nie ma perfekcyjności. Człowiek jednojęzyczny takiego problemu nie ma. Dlatego trzeba się do tego przyzwyczaić, że mózg potrzebuje odpowiedniego czasu i treningu zanim pojawi się automatyka.

Na czym polega Pani metoda uczenia się i nauczania?

Małgorzata Müller: Metoda nauczania multilingwalnego rozpoczyna się nauką czytania. Uczymy się czytać tekst w danym języku. Musimy opanować zasady czytania, a tym samym zasady wymowy. To ułatwia zapamiętanie słownictwa.

Porównujemy języki, szukamy podobieństw i różnic, zarówno gramatycznych jak i leksykalnych. Uczymy mózg tzw. świadomej kontroli nad danym językiem. Mózg ma to do siebie, że potrafi dany język „przesunąć” do tyłu, w chwili gdy go nie używamy, i „dopuścić” do użycia tylko ten, którego najdłużej uczyliśmy się. Jeżeli ktoś uczył się kilka lat języka włoskiego, a następnie zaczyna uczyć się hiszpańskiego, to mózg będzie mu bardzo często „podsuwał” słówka włoskie. Tego procesu nie ma, jeżeli uczymy się właśnie tych dwóch języków od podstaw na raz. Jest łatwiej i szybciej. Już od pierwszej lekcji (150 słówek w każdym języku plus wszystkie liczby) zaczynamy samodzielnie opowiadać całymi zdaniami. Należy stworzyć co najmniej dziesięć zdań bez większej przerwy w mówieniu, posługując się odpowiednimi pomocami. Oczywiście w każdym języku.

System rozbudowujemy z każdą lekcją. Pracujemy nad szybkością budowania zdań i nad swobodnym mówieniem, bo ono jest w tej metodzie najważniejsze. Wiedza o kulturze, dialogi, ćwiczenia gramatyczne i porównawcze, gry i zabawy językowe oraz dyskusje i rozmowy z tutorami-native-speakerami to stałe elementy w nauczaniu. Zaczynamy od ćwiczeń z native-speakerami w jednym języku, rozmawiamy pojedynczo lub w bardzo małych grupach, a następnie tutorzy z różnych krajów dołączają na tych samych zajęciach i ćwiczymy swobodne przechodzenie z języka na język, tzw. switching, po to, aby przyzwyczaić mózg do otwierania i zamykania leksykonów.

Kurs może poprowadzić jeden lub kilku nauczycieli, w zależności od znajomości języków. Za pomocą odpowiednich materiałów i wprowadzenia do systemu możemy uczyć się kilku języków tą metodą również sami i przygotować się odpowiednio na zajęcia z native-speakerami. W tej chwili przygotowujemy platformę do nauki zdalnej, tzw. online-kursy.

Rozumiem, że do takich zajęć są potrzebne specjalne podręczniki. Czym zatem różnią się podręczniki do wielojęzyczności od tych, które są rekomendowane do nauki jednego języka?

Małgorzata Müller: Przede wszystkim są to podręczniki o nasilonej progresji. Uczymy się szybciej, jesteśmy wprowadzani do danego materiału kompaktowo i porównawczo, a punktem głównym jest konwersacja i switching językowy.

Moje podręczniki są różne. Seria „Ab in die Sprachen“, czyli „Hop do języków” zawiera podręcznik z materiałem wprowadzającym do18 języków europejskich. Tutaj mamy rozdziały tematyczne, ćwiczenia pisemne, płyty CD-MP4. Tak jak wspominałam, celem jest nauka czytania, wymowy i poznawanie języków z różnych rodzin językowych. Z tego podręcznika może się uczyć każdy. Trzeba przygotować mózg na odpowiedni trening językowy. Podręcznik do języków romańskich jest inny. Tutaj mamy konkretne lekcje, ćwiczenia, gry i zabawy, testy, płyty CD-MP4, tabele gramatyczne, wiedzę o kulturze danego kraju (Włochy, Hiszpania, Portugalia). Opis jest w j. niemieckim, a polski będzie już niebawem jako e-book. Następnie mamy podręcznik do języków słowiańskich (polski, czeski, chorwacki i rosyjski), który ukaże się za kilka tygodni. Mamy również płyty nienależące do podręcznika, uzupełniające materiał, są trzyjęzyczne.

To wszystko po to, aby przyzwyczaić nasz mózg do różnej wymowy danego słowa i osłuchać się. Ktoś, kto nie jest osłuchany w danym języku, ten nie będzie rozumiał ze słuchu. Mózg musi nauczyć się słuchania, a język musi głośno powtarzać, do tego służą właśnie te płyty uzupełniające.

Kto jest uczestnikiem i jakie są wymogi przyjęcia na kurs wielojęzyczności?

Małgorzata Mueller: Uczestnikami może być młodzież od 13 roku życia, ale też seniorzy. Studenci i pracownicy to stała grupa. Najstarsi, którzy aktualnie uczą się, to osoby 78, 82 i 85 lat. Są to emerytowani nauczyciele. Na kurs może się zapisać każdy, kto mówi jednym językiem obcym w miarę dobrze. Jeżeli ktoś zapisał się na kurs języków romańskich i zna już trochę dany język, to też nie ma problemu. Zostały mu jeszcze dwa inne języki romańskie do nauczenia oraz trening rozdzielania języków podczas konwersacji. Jest co robić. Dużo osób uczy się z nami online, a zgłoszenia otrzymuję często nawet przez facebook (Marga Müller).

Z czego jest Pani najbardziej dumna, jeżeli chodzi o tę metodę nauczania, a gdzie pojawiają się szczególne trudności?

Małgorzata Müller: Zacznę od trudności. Szkoły przyzwyczaiły nas do tego, że uczymy się na lekcji tylko jednego języka. Porównywanie z innymi językami, a nawet kulturami jest w niektórych krajach wręcz zabronione, w trosce, aby nie mieszać i nie mylić. A to jest akurat bardzo mylne.

Fizyki z matematyką w szkole też nie mylimy. Dlatego przełamanie bariery strachu jest dużym problemem, zwłaszcza w krajach prawie jednonarodowościowych. Brak obcowania na co dzień z innymi kulturami pogłębia ten problem. Dumna jestem z tego, że jest to metoda bardzo szybka. Dla porównania: Europejski System Opisu Kształcenia Językowego przewiduje 200 godzin na opanowanie jednego języka na poziomie A1. Zatem absolutnym rekordem stał się kurs wielojęzyczności w Konstancji. Kurs 8 języków (romańskie i słowiańskie), na którym po zaledwie 200 godzinach lekcyjnych uczestnicy (od 25 do 75) byli w 4 językach na poziomie B1. W pozostałych (słowiańskie) na poziomie A2. A więc można się za 200 godzin nauczyć więcej, niż tylko zwykłych podstaw w jednym języku. Poza tym są osoby, które piszą opowiadania w kilku językach. Oczywiście muszę poprawiać, ale sam fakt tworzenia w obcym języku cieszy mnie bardzo.

Od czego zatem należy zacząć, aby zostać poliglotą?

Małgorzata Müller: Zdobyć się na odwagę i zainwestować w siebie. Nie poprzestać tylko na angielskim. Języki kształcą naszą osobowość. Powodują, że jesteśmy bardziej otwarci na świat, na ludzi, że integrujemy się, pokonujemy nasze blokady komunikacyjne i własne słabości. Zdobywamy nowe kompetencje (nie tylko te czysto językowe, które są nam potrzebne na rynku pracy), uczymy się uprzejmości, dyscypliny, rozumiemy innych. Rozmowa z obcym nie staje się obca. Dlatego warto być wielojęzycznym.

Tak, to dobra inwestycja w siebie, a to co Pani robi jest niezwykłe, wyjątkowe i połączone z pasją. A proszę nam na zakończenie powiedzieć, siedząc przy filiżance herbaty o czym Pani marzy?

Małgorzata Müller: (uśmiech) Marzę o tym, aby wreszcie mieć czas na akordeon i móc latem zagrać z moim ukraińskim przyjacielem, muzykiem i wirtuozem bajana jakiś koncert w naszym polskim domu. Oczywiście technicznie nie mam z nim żadnych szans, ale wyzwania w życiu trzeba mieć. Nie wolno rdzewieć! (śmiech)

Bardzo dziękuję za rozmowę, niech marzenia się spełniają. (uśmiech)

Tekst :
Yvette Popławska
Yvette Popławska Partner Ludzie z Charakterem- magazyn o Ludziach dla Ludzi, Prezes Międzynarodowego Stowarzyszenia Artystów Autorów Dziennikarzy Prawników Virtualia ART