Potęga głosu i charyzma Aleksandra Ładysza

1 grudnia, 2020



Aleksander Ładysz wybitny artysta, śpiewak operowy, grafik komputerowy, twórca i wydawca … człowiek orkiestra, a ostatnio postanowił „odkurzyć” Moniuszkę. (śmiech). Udało się to znakomicie.



Moniuszko z 1000 i jednej nocy

A. Ł. O tak, „odkurzyliśmy” Moniuszkę, i pokazany został On tak trochę nietypowo. Wydałem wspólnie z Marią Pomianowską, wybitną multiinstrumentalistką, płytę pt.”Moniuszko z 1000 i jednej nocy”. Nie bije ona takich rekordów popularności jak Michael Jackson czy Zenek (uśmiech), natomiast jest w niej wiele nowych ciekawostek muzycznych, które są warte uwagi. Pewnie nie każdy wie, że w dorobku Stanisława Moniuszki jest ponad 300 pieśni? Pewnego dnia wertując je, doznaliśmy olśnienia, że niektóre utwory są pisane wręcz jak muzyka filmowa. Poza tym, do muzyki Moniuszki mam olbrzymi sentyment. Byłem na nim wychowany. Bardzo go szanuję i uważam, że naszym obowiązkiem jest pamięć o nim, tym bardziej, że jest to twórca naszej narodowej opery. Każde dziecko w szkole powinno wiedzieć, kim są Stanisław Moniuszko czy Fryderyk Chopin. Moim zadaniem jak również zadaniem mediów publicznych – tak myślę – jest dbanie o pewien poziom przekazu, misyjność. Ale pojawia się problem… Jak coś ma być znane, kochane, oglądane? Jak tego po prostu w mediach nie ma, albo szczątkowo, okazjonalnie. Przykro mi to mówić, ale muzyka poważna nie jest tą, która przynosi milionowe zyski dla sponsorów… Moniuszko czy Ładysz nie będzie tu łakomym kąskiem. (uśmiech)

A. Cz. Panie Aleksandrze poznaliśmy się przypadkiem. Wydaje się, że to było wczoraj a minęło ponad 6 lat. Połączył nas Prudential i Warszawa. Jest Pan warszawiakiem od czterech pokoleń. To jest szczególna „przypadłość”.

A.Ł. Każde miasto ewoluuje, zmienia się. Rdzennych warszawiaków jest co raz mniej. Dla mnie bycie warszawiakiem od pokoleń, to normalność. Jestem związany emocjonalnie z tym miastem. Mama walczyła w powstaniu, dziadek przed wojną był osobą, która wiele wnosiła w dorobek tego miasta, a moje działania to kontynuacja tych rodzinnych tradycji w obecnym świecie. Są na świecie miasta, które podziwiam, szanuje i bardzo lubię takie jak Paryż, Kijów czy Rzym, jednak wciąż wracam do Warszawy. 

Znani rodzice i polisa z Prudential

A. Cz. Jest Pan synem Pani Zuzanny Czajkowskiej, która była dziennikarką, recenzentką i krytykiem muzycznym oraz Pana Bernarda Ładysza, światowej sławy śpiewaka operowego. Zacni, wielcy rodzice. To od Pani Zuzanny rozpoczęła się nasza znajomość, a właściwie od polisy ubezpieczeniowej zawartej w Prudentialu. Mimo braku dokumentów czy potwierdzeń udało się, odzyskaliśmy pieniądze. Jestem z tego bardzo dumna. To właśnie z tamtych naszych rozmów zapamiętałam słowa, w których wybrzmiewało, że był Pan od najmłodszych lat „maltretowany” Prudentialem. (śmiech)

A.Ł. Może nie tyle maltretowany, ale  temat przewijał się w domu, gdyż Mama była bardzo sentymentalna. Tamto pokolenie miało w sobie taką nostalgię, za tym, co przepadło, zaginęło. Ten temat pojawiał się też z tego względu, że dziadek założył w Prudentialu polisę babci i mamie. Po wojnie nastały czasy, w których przyznawanie się do takich rzeczy było w pewnym sensie niebezpieczne, dlatego tylko gdzieś w zaciszu domu ten temat był pielęgnowany. Mama zawsze wspominała, że, jest polisa w Prudentialu i powracające pytanie: „czy kiedyś będzie można ją odzyskać?”. Po ponad 70 latach okazało się, że firma jest solidna i dotrzymuje obietnic. 

krzysztof Witecki




Talent

A. Cz. Panie Aleksandrze, jest Pan wyjątkowo utalentowanym człowiekiem, głos odziedziczył Pan po sławnym tacie. Czy nie czuł się Pan ze swym talentem w jego cieniu? 

A.Ł. Bardzo trudne pytanie dla wszystkich, którzy maja w rodzinie kogoś bardzo znanego. Jeżeli człowiek stara się pracować w tym samym zawodzie, trzeba liczyć się z tym, że zawsze będą porównania. Tego nie da się uniknąć. Czasami jest to miłe, ale czasami bywa to trudne a nawet przykre. 

A. Cz. Jest Pan śpiewakiem operowym, jest Pan menadżerem założycielem Fundacji Polcanart, która działa od wielu lat a do tego jest Pan dziennikarzem i grafikiem komputerowym.

A.Ł. Moim podstawowym zawodem jest śpiewanie, i przez wiele lat z tego się utrzymywałem. Zajmuje się też dziennikarstwem a moją pasją zawsze była technika i nowe technologie. Powiązało się to z zawodem mamy, siłą rzeczy przeniosłem ten ciężar zainteresowania w komputeryzację. To spowodowało, że wszedłem dość głęboko w zawód grafika i wydawcy. Z początku dorywczo  a później zacząłem wydawać gazety – to jest taka moja dodatkowa umiejętność. W dzisiejszych czasach, drugi zawód to wręcz konieczność w połączeniu z zawodem artystycznym. Dziś każdemu młodemu człowiekowi powiem, że najpierw powinien mieć konkretny zawód: stolarz, murarz, adwokat, lekarz, a potem należy próbować zawodu artysty, chyba, że jest to wrodzony talent. 

Opera Warszawska

A. Cz. Śpiewał Pan na największych scenach na świecie. Która z nich dla Pana jest najbardziej wyjątkowa?   

A.Ł. Warszawska! Bezapelacyjnie! Mało, kto wie, że jest to jedna z największych, a w 1965 roku była największą i najnowocześniejszą sceną na świecie. Jeżeli spojrzymy na nią pod względem gabarytów i techniki, prawie nie ma jej równych. Kubatura sceny to dwa boiska piłkarskie, 6 ogromnych zapadni, które wyjeżdżają 12 metrów w górę, czyli prawie 4 piętra. Wysokość od poziomu sceny do góry to prawie 100 metrów a głębokość wraz z zapadniami to 6 pięter w dół. Liczne pracownie, ogromne zaplecze. To małe miasteczko. 

Kanada

A. Cz. W Kanadzie w 2009 roku pojawił się Polcanart, to agencja artystyczna. Od 2015 roku zaczyna swe życie Fundacja. Jest Pan założycielem, prezesem, głównym propagatorem. To takie trochę najmłodsze Pana dziecko?

A.Ł. W Kanadzie powstała agencja artystyczna, tam mieszkałem i pracowałem przez kilka lat. W Kanadzie mam syna, więc jest to miejsce ze mną związane nie tylko zawodowo. Do Polski przylatywałem, koncertowałem aż w pewnym momencie wróciłem. Na początku nie do Warszawy, ale czasami w życiu tak bywa…(uśmiech). 

Z Kanady przyjechałem do Krynicy Górskiej, a ponieważ jestem niecierpliwy to zacząłem działać. Byłem autorem pierwszego i kolejnych koncertów noworocznych w Krynicy. Dzięki Panu Prezesowi Ireneuszowi Niemcowi, który był melomanem, wspólnie wydaliśmy gazetę. Kolejny krok to wydanie płyty Kiepury, którą uzdrowisko sprzedawało, bo tego też Krynica nie miała, mimo że to miejsce to mekka Kiepury. Trzeci krok to odrestaurowanie fortepianu Jana Kiepury, przy którym grał i ćwiczył a po wojnie w 1955 roku ćwiczył na nim do konkursu Chopinowskiego późniejszy jego zwycięzca – Adam Harasiewicz. Myślałem, że coś dalej za tym pójdzie. Liczyłem, że Patria jako miejsce i historyczny fortepian będzie przyciągał  swoją magią, że stanie się  kolejnym kultowym zakątkiem muzyki poważnej. Niestety nie udało się. Ówczesne władze miasta nie były tym zainteresowane, mieli inny plan na to miejsce, było to zdecydowanie rozbieżne z moim artystycznym wyczuciem, wiedzą i wrażliwością. Podjąłem decyzję i wycofałem się. Trochę żałuję, ale nic na siłę. Miastu też się nie udało osiągnąć sukcesu, zabrakło elementarnej wiedzy nawet tej biznesowej. Mieć i być nie wystarczy, trzeba chcieć. 

Mała Opera

A. Cz. Czy „Mała opera” była Panu bardzo bliska?

A.Ł. „Mała opera” to wcześniejszy projekt. Gdy odszedłem z teatru, a zmusiło mnie do tego zdrowie, zajmowałem się różnymi rzeczami. Wydawałem płyty, miałem firmę budowlaną, a na Żoliborzu sklep, który nazywał się „Dziura”. Sprzedawałem, glazurę, CB radia i inne modne gadżety. To był szał wtedy. To odpowiedź na jedno z tych pytań: ”Czego nie wiemy o Aleksandrze Ładyszu”. ( śmiech)

Realizowałem sie inaczej, ale przyjaciele nalegali, że się marnuje bo nie śpiewam. Mój profesor z akademii Michał Szopski był wcześniej dyrektorem opery objazdowej. Była to wówczas alternatywa, bo tam gdzie Opery nie było, pojawiała się opera objazdowa. Miała liczne grono słuchaczy, renomę  i zawsze dobre recenzje.  Śpiewali w niej  wybitni artyści.  Zainteresowałem się tą inicjatywą, jednak nie chciałem powielać pomysłu i tworzyć kolejnej opery objazdowej. Wtedy pojawił się pomysł na Małą Operę. Wszystko w pigułce, czyli będziemy pokazywać i promować przede wszystkim młodych artystów. Damy im szansę na zaistnienie, by mogli się obyć ze sceną i widzem. Poznałem ten problem, bo jak pierwszy raz po szkole wyszedłem na scenę Teatru Wielkiego, jej wielkość i potęga sprawiły, że zapomniałem na chwilę o tym, że jestem tam by śpiewać …To nauczyło mnie szczególnej pokory do zawodu. 


Mała Opera dzisiaj nie funkcjonuje, nie dlatego, że nie ma zapotrzebowania na tego rodzaju przedsięwzięcia. Powód prozaiczny – brak stałego finansowania. 

„Kolacje z Ewą”

A. Cz. Kolejny cudowny projekt to „Kolacje z Ewą”. Niezwykłe połączenie muzyki z światem kulinariów.

A.Ł. I wracamy znów do Krynicy. Nie chcę tu nikogo krytykować ale ówczesne władze Krynicy Górskiej nie rozumiały, że ten wyjątkowy projekt to przede wszystkim promocja miasta. Ten mariaż kulinarno- artystyczny z Ewą Wachowicz, to pomysł żeby wykwintne i wybrane dania ilustrować muzyką. Pierwsze spotkanie to był ukłon w kierunku Wiednia – wspólnie z Panią Ewą Wachowicz zapoczątkowaliśmy wieczór kulinarny  ilustrowany  piękną muzyką Straussa. Był ogromny zachwyt tym pomysłem, uczta dla ducha i pyszne dania. Wydawałoby się, że ta inicjatywa skupi dużą rzeszę odbiorców, uwagę władz miasta i osiągnie spektakularny sukces. Skupił, jednak okazał się dość wymagający. Było znakomite miejsce, liczni melomani i kulinarni smakosze, oddani współpracownicy, a nawet media, natomiast potrzebny był odpowiedni marketing i sponsorzy, a miasto nie potrafiło o to zadbać. Szkoda! Być może kiedyś do tego wrócimy. Inne czasy, inne możliwości. 

A. Cz. A na dzień dzisiejszy …. Nowe pomysły? Co dalej? Gdzie szukać Aleksandra Ładysza?

A.Ł. W domu! (śmiech) A poważnie, mamy pandemię. Jak wszyscy wiemy, świat artystyczny jest szczególnie dotknięty wirusem. Brak koncertów spotkań i ograniczenia. Wszystko jest wstrzymane, a przenoszenie kultury do sieci, w moim mniemaniu nie daje spełnienia. Można to zrobić raz…, ale gdzie są te prawdziwe emocje? To nie ma nic wspólnego z żywą sztuką. Dla mnie to substytut, to jak jedzenie cukierków przez papierek. Chyba tak to można sparafrazować. Sztuka potrzebuje namacalnego widza, wtedy są inne emocje. Niedawno w radio, nagrywaliśmy koncert, oczywiście bez publiczności. Stwierdziliśmy, że przy całym zaangażowaniu realizatorów i nas, to nie to samo co żywy koncert. Jest bardzo trudny punkt odniesienia.  Jak wyzwolić z siebie emocje, które są na koncertach z publicznością?  To dla nas zupełnie coś innego, niż np. dla kompozytora czy nawet odtwórcy muzyki instrumentalnej… Artysta solista-śpiewak, musi mieć kontakt z widzem. To się nawet wyczuwa. Przy tym, wszystko co klasyczne, w mediach pojawia się ciemną nocą… przykre. Domagajmy się żywej sztuki – tej przez duże „S”. Nie bójmy się dobrej muzyki klasycznej. Posłuchajmy czasami muzyki Moniuszki czy Chopina. Uczmy słuchać klasyki młodego odbiorcę.   

A. Cz. Czego można Panu życzyć?

A.Ł. Wygranej w Toto-lotka! (śmiech) A poważnie, działamy, tworzymy nowe projekty. Tym razem to Chopin w nowej odsłonie, ciekawy, ze względu na jego wyjątkowy walor artystyczny ale też smakowy! 


Artykuł – medal, to produkt, który poprzez markę, ma wspierać i promować artystów. Za jego pośrednictwem chcę zwrócić uwagę na rzeźbiarzy, wybitnych medalierów, a szczególnie autorkę medalu z wizerunkiem Chopina, z którego  powstała replika z czekolady. Nazwa to „Fryderyk Chopin” słodki czekoladowy suwenir. Chcemy rozpowszechnić ten produkt. To rodzaj luksusowej pamiątki z Warszawy, z Polski… Wreszcie jego walor upominkowy, obecny rynek jest ubogi w wybitne dzieła, często nielicujące z użytą marką. Chcemy przełamać ten trend i zaproponować produkt, który będzie miał cechę upominku luksusowego, jednocześnie poznawczy i artystyczny.  Dlatego bardzo liczymy na życzliwe przyjęcie projektu. Drugi projekt w przyszłym roku, to duży międzynarodowy festiwal, mamy znakomite miejsce i przyjazne władze miasta, ale na razie nie zdradzę szczegółów.  Na obecną chwilę szukamy wsparcia i sponsorów – może Prudential? (uśmiech)  


A. Cz. Panie Aleksandrze, ta rozmowa to wielka przyjemność i wyróżnienie dla mnie. Jest Pan wyjątkowym artystą, człowiekiem z pasją. Życzę Panu szybkiego powrotu na największe sceny, a nam wszystkim tego, by sztuka była znów żywa i wnikała w nasze serca… Prawdziwa i piękna.  Z wielką przyjemnością zapraszam do zakupu płyty : http://www.fundacjapolcanart.org/M1000/ oraz na osłodę „Słodkiego Chopina” http://www.fundacjapolcanart.org/chopin/ . Ja już mam ….

Tekst :
Anna Czech
Wydawca" Ludzie z Charakterem"